Na czym polega praca psychologa w hospicjum? Jednym zdaniem nie sposób odpowiedzieć na takie pytanie. Wpływ na to ma bardzo wiele czynników. Od tak ważnych kwestii jak stan zdrowia pacjenta, historia choroby, rokowania na przyszłość, przez sytuacje rodzinną, obecność lub nieobecność innych członków rodziny, sytuację materialno – bytową, po kondycję psychiczną dzieci i ich opiekunów, aktualny nastrój, stan zdrowia wszystkich członków rodziny czy nawet pogodę za oknem.
Wczoraj odwiedziłam mamę, której córka była pod naszą opieką niespełna pół roku. W przeddzień przywitania Nowego Roku zmarła. Nagle. Niespodziewanie. Bo dzieci tak odchodzą – niespodziewanie. Choć przecież chore, w hospicjum to jednak odejście dziecka niemal zawsze zastaje rodziców nieprzygotowanymi. Mama naszej podopiecznej wiedziała, że jej córka jest poważnie chora, od lat zmagała się z różnymi objawami jej choroby, nauczyła się żyć pod presją, w ciągłej mobilizacji. A teraz dziecka nie ma. Nie ma też ludzi, którzy tak licznie odwiedzali ten dom: nauczycieli, rehabilitantów, pielęgniarek i lekarzy. Nie ma ich tylko fizycznie, ale ta namacalna pustka boli, czas, który nie wiadomo czym wypełnić, dłuży się, a ręce które cały czas poiły, karmiły, przebierały, a przede wszystkim przytulały i głaskały, teraz ściskają tylko mokrą chusteczkę. Odwiedzamy rodziców po stracie dziecka, aby wiedzieli, że nie są sami, że jest ktoś kto o nich myśli, kto wesprze ich dobrym słowem albo po prostu pomilczy w kojącej ciszy. Jako psycholog mówię, że ta pustka którą Mama odczuwa jest normalna, tak samo jak ból, łzy i tęsknota. Mówię też, że teraz jest na to czas, bo zmarło dziecko. Żałobę trzeba przeżyć, żeby móc pójść dalej. Jestem po to, żeby wspierać, pokazywać, że uczucia, które się pojawiają mają prawo się pojawiać, że życie będzie teraz zupełnie inne, ale to nie znaczy, że nie będzie już nigdy dobre i szczęśliwe. Dlatego zapraszam też na Grupę Wsparcia dla Rodziców w Żałobie, żeby zobaczyła, że są ludzie, których łączy podobne doświadczenie, że można od nich czerpać siłę, wiedzę i wsparcie.
Dzisiaj idę z pacjentem na spacer. Mama chłopca źle się czuje, nie jest w stanie wyjść z dzieckiem, a słońce mimo mrozu jest bardzo kuszące. Chłopak stoi przy drzwiach od balkonu i uparcie wskazuje na ogród. Chce wyjść i nic innego się teraz dla niego nie liczy. No to idziemy. Dwunastolatek siedzi w wózku inwalidzkim otulony szczelnie szalikiem o grubym splocie. Właściwie widać tylko kawałek nosa i oczy zerkające sennie spod zsuwającej się na czoło czapki. Nie zmarzniemy, to pewne. Dróżka, wzdłuż której szemrzy strumyk, biegnie do lasu, więc idziemy. Opowiadam Emilowi, co widzę, ale chyba nie jest zainteresowany, głowa opada mu lekko w dół. Pewnie się zdrzemnie. Nagle niechcący najeżdżam kołem wózka na leżący na ścieżce patyk. Spod koła wydobywa się charakterystyczny trzask pękającej gałązki, a spod fałdów szalika słychać głośny śmiech. Najeżdżam na gałązkę drugi raz, tym razem specjalnie. Znowu śmiech. I tak już wygląda reszta naszego spaceru. Emil śmieje się za każdym razem.
Tak wygląda dzisiejsza wizyta psychologiczna. Dobra praca to taka, w której nigdy nie jest nudno, a w hospicjum dla dzieci każda wizyta u rodziny jest inna. Przyjechałam jako psycholog, ale rodzina potrzebowała zupełnie czegoś innego w tym dniu. A my jesteśmy po to, aby pomagać, aby chociaż trochę było lżej, przyjemniej, bezpieczniej. To też jest praca psychologa w hospicjum.
Autor: Alicja Kaśków, psycholog Hospicjum