To już ostatnia część wywiadu z Panią Ulą, babcią kochanego i dzielnego Daniela.
Babcia Ula (U): Ale już potem podupadłam [na zdrowiu] strasznie. On miał 1,80 m. Nie czarujmy się.
Pielęgniarka Ilona (I): Kawał chłopa.
U: A trzeba go było dźwigać. A jak się wstydził jego myć. Tu tak, a tu koniec. Ja mówię: Daniel, tak nie może być…
I: Z nim to trzeba było porządnie negocjować faktycznie. Pamiętasz tę szynę, co mieliśmy ściągnąć z nogi, której on nie chciał dać zdjąć? Jejku, tam pierścionki, obrączki szły… Przekupstwo takie pod stołem, że…
U: Myślał, że ta noga poleci, czy co?
I: Tak…
U: Bał się, że będziecie mu nogę obcinać?
I: Nie. On się bał, że się ta noga zegnie…
U: Tak.
I: On miał [to] gdzieś z tyłu głowy… Pytał, czy na pewno. Ja mówię: Słuchaj, ja ci gwarantuję, że się nie zegnie. „No dobrze”.
U: Pamiętam, że przyjechał raz tak późno ten ksiądz, tam od Was. Było zimno, chyba śnieg wtedy padał.
I: Ksiądz Tomek.
U: Tomek. Pamiętam, jak tak późno przyjechał, był zmęczony i zimno [było]. Ja go poczęstowałam. On pierwszy raz tu był. A Daniel to też taki dobry [śmiech]. Tak się patrzył, obserwował. Pamiętam jak dziś: miałam mielone, ziemniaki i jakąś surówkę. Dałam mu to, dałam kompotu i chyba kawę mu zrobiłam. On się zagrzał, bo on taki zmarznięty [był]… I Daniel mało z nim rozmawiał, ale coś chciał, żeby on mu napisał. Nie wiem, o czym on mówił. Ksiądz [w końcu] mówi tak: „Idę Daniel, Ty chyba wolisz jak Twój ksiądz przychodzi”. Tak go wyczuł [śmiech]. Podałam mu jeść, bo myślę, że taki zmarznięty… Mówił: „Czuję Daniel, że Ty wolisz, jak Twój ksiądz przychodzi”. A jest [ten ksiądz] jeszcze?
I: Jest. Tak, Tomuś jest. Nigdzie go nie puścimy.
U: A ja dostałam zaproszenie [na grupę wsparcia], ale teraz nie byłam. Zawsze dostaję, ale już nie daję rady. Są dni, że ja się bardzo źle czuję. A po drugie w sobotę Boguś pracuje. To trwa dużo godzin, ja tam muszę siedzieć… A jak się źle poczuję, to kładę się w domu. A tam co mam robić? Nie? Boguś mówi: „Chcesz Mamo, to ja cię zawiozę.” Boguś mi nigdy nie odmówi. Ja bardzo to lubiłam, bo ta Msza, a potem takie spotkanie. Pogadaliśmy. Jak opłatek był, to bardzo to lubiłam, zawsze jeździłam. Ale teraz już człowiek nie ma siły.
I: Wy kiedyś nawet na Mikołajki chyba przyjechaliście. Sami z Bogusiem.
U: Ja już nie pamiętam.
I: No były…
U: Ja tylko jeszcze pamiętam, jak leżałam w szpitalu, a Pani mi przywiozła gwiazdę betlejemską. Może wtedy…
I: Może… tak!
U: Boguś z Mirą był, ale to gdzieś było…
I: Był Boguś z Mirą, a pani była wtedy…
U: …a ja byłam w szpitalu. Ja patrzę, a pani przyszła. Jezu, ja się wtedy tak ucieszyłam. Myślę: Boże, jej się chciało do mnie przyjechać…
I: Chyba z Pawłem przyszliśmy. Razem byliśmy. Ty jeszcze, pamiętam do dziś, o łóżko się uderzyłeś, bo to było takie ortopedyczne łóżko. Schylił się przywitać i przydzwonił od razu w to łóżko…
U: A ja się wtedy strasznie cieszyłam, że Wam się chciało do mnie przyjść. Wie Pani, człowiek czuje się wtedy wartościowy. Myślę: Babka w szpitalu, tam mieliście imprezę, cieszyliście się, to do babki przyjechaliście. Bardzo się cieszyłam…
I: Dobra praca, Pani Ulu, dobra praca.
U: W każdym razie każdemu życzę, jeśli dziecko będzie poważnie chore, żeby należeć do hospicjum. To dużo pomaga i psychicznie, i fizycznie, i umysłowo. Bo człowiek psychikę też ma trochę popsutą.
I: To przede wszystkim…
U: Tak, psychika wtedy ten… I to trochę podnosi na duchu. Taki człowiek wie, że ktoś się nim interesuje, ktoś chce pomóc. To mi się zdaje, że… dla mnie to byli jak rodzina. Zresztą, minęło już
9 lat i czujemy się jak rodzina. 9 lat już minęło. Na Dzień Babci zawsze Pani pielęgniarka Ilonka składa mi życzenia, bo wie, że Ja straciłam kochającego wnusia i nie ma mi kto złożyć życzeń. Pamięta o mnie. Na wszystkich świętych zawsze też pamięta i od czasu do czasu zawsze się pyta, jak się czuję. 9 lat minęło, a my czujemy się jak rodzina. Ja nie czuję, że to obcy ludzie.
I: Dziękujemy. U: Często z rodziną się bardziej obco czuje niż z Wami. A Pan doktor to jest świetny doktor. Chyba bez nerwów, naprawdę ma powołanie do takich dzieci. Ja nie widziałam go nigdy nerwowego. Spokojny człowiek, bardzo dobry. Tylko współczuję, bo to jest ciężka praca. Ja Wam bardzo współczuję, bo to jest tak ciężka praca… Nawet z Bogusiem nie raz rozmawialiśmy. Ile oni tych trupków widzą, małych dzieci, to się w głowie nie mieści… A dzieci bez przerwy chorują. To nie jest tak, że to się skończyło.