Zapraszamy do przeczytania kolejnej części wywiadu „Formuły Dobra”
Pielęgniarka Ilonka (I): A jak Daniel zareagował na chorobę? Czy mu pani nie powiedziała? Nie, pani mu nie powiedziała na początku…
Pielęgniarz Paweł (P): Ja go chyba zabierałem z doktorem, już nie pamiętam [kiedy], to nie wiedział. […]
Babcia Ula (U): To było tak: Jak on wychodził z domu, zawsze za nim patrzyłam. Za każdym razem. Nawet mogłam coś robić, [to] wszystko zostawiałam i patrzyłam. I mi się nie podobało, że on tak chodzi, ale myślałam: może już jakiegoś kawalera udaje, czy co? Ten chód mi się trochę nie podobał, nie? I [jak] on przyszedł, ja mówię: co ty [tak chodzisz] Danielku? A on mówi: „Co ty babcia? Normalnie idę.” Boli cię co? Jego nic nie bolało. To jest najgorsze, że nic go nie bolało, tylko że słaby był. Poszedł do kościoła chyba na nieszpory i przyszedł taki blady i mówi: „Babciu ściel, ja się kładę”. Ja mówię: co? Myślę sobie, że może go ktoś pobił, czy co? Pytam: A co to? Coś taki słaby? „No nic”. Na drugi dzień poszedł do szkoły i znowu idzie tak nienormalnie. A był taki żywy. Pytam: co ci Daniel jest? „No nic, taki słaby coś jestem”. Ale ten chód mnie trochę [zaniepokoił], nie? Pytam się: boli cię coś? „Nie”. No i jak ja nieraz pomyślę, to naprawdę… On się nie skarżył, że go noga boli czy coś.
I: Tak, tak, ale to tak pani się [czuła]. To pani droga, tak?
U: Tak, potem poszliśmy do chirurga, do tego, co mamie nogę amputował. Ja go nie lubiłam. […] No nic. Poszłam do chirurga i mówię, że coś [jest nie tak]. On go zbadał, ale jak on go badał, to już nie pamiętam. W każdym razie [skierował] na prześwietlenie nogi do szpitala. I jak prześwietlili (takich sześć było różnych prześwietleń) on mówi, żebym z tym prześwietleniem zaraz przyszła. [Żebym] wzięła taryfę i przyjechała. Przyjechałam z powrotem. On taki ordynarny był – jak rzeźnik – i mówi… Tak przeklął. Niech to szlag, czy jak… „To, co myślałem. To, co myślałem…” Pytam: no co? „No to, co myślałem” … Nie pamiętam, jak to wyszło.
I: Rozumiem.
U: W każdym razie powiedział, że muszę się zgłosić do Wrocławia. A Boguś trzy czy cztery dni wcześniej pojechał do sanatorium i nie miał mnie kto zawieźć. [Doktor] mówi, że jutro na 8:00 muszę tam być w szpitalu. Zadzwoniłam do Bogusia. Nie chciałam, żeby Boguś wiedział, bo ja wiem, że on jest cały za Danielem… No i co tu powiedzieć? Ale mówię, że byliśmy z Danielem na badaniach i trzeba do Wrocławia jechać [kolejne] badania zrobić. Ale [Boguś] to nie jest ojciec, nie chcieli go z sanatorium puścić. Wpierw dwa czy trzy dni był, ale jakoś – nie wiem jakim cudem – wypuścili go. Rodzina duża, a Boguś wszystkich woził. A jak [go] nie było, to nie miał mnie kto zawieźć do Wrocławia. […] No i Boguś [jednak] przyjechał i rano o 6:00 wyjechaliśmy. Ja tam dość długo czekałam. No i wyszedł taki… Myślałam, że to jakiś pijak, a to profesor. A on tak wyglądał i kulał jeszcze, ale twarz taka pijacka wyglądała…
I: (śmiech)
U: Zobaczył te prześwietlenia i nie przyjmuje mnie. Ja się rozpłakałam. No to pan doktor z Dzierżoniowa mówi, że to coś poważnego, a pan mówi nie? Ale [był też] taki młody lekarz. Ja tak siedziałam w korytarzu, taka załamana… On podszedł i mówi: „ja panią znam, przypomina sobie pani?”. Młody lekarz. „Niech się pani nie martwi, tylko niech pani tu siedzi”. To ja: A skąd mnie pan zna? A on: „Znam. Jak pani chodziła do okulisty z Danielem, ja miałem tam praktykę”. No zobacz pani….
I: Jaki ten świat mały.
U: Patrz pani, że on miał tam praktykę na okulistyce. Potem tak się patrzę – rzeczywiście znam go z widzenia. I on mówi: „niech tu pani siedzi…”. On załatwił [wszystko], [Daniel] został wtedy w tym szpitalu. To tam zrobili mu biopsję.
Ciąg dalszy nastąpi…